W zimowym sezonie moje kubki smakowe aż się proszą o kwaśne zupy, jakby łaknęły witaminy C. Nie wiedzą, że znajdą ją nie tylko w kiszonej kapuście i ogórkach? Że jest jej dużo w papryce, natce pietruszki? Wiedzą, wiedzą. A tak naprawdę nie chodzi tu tylko o witaminę C, ale całe mnóstwo innych witamin i soli mineralnych, a także błonnika i pożywki dla pożytecznych bakterii. Kiszonki to naprawdę zdrowa rzecz.
Prażoki to ziemniaki z dodatkiem prażonej, czy też raczej zaparzanej mąki. Nazywane są czasem prażuchami, chociaż niekiedy prażuchy robi się z samej mąki, bez ziemniaków. Prażoki są przaśne, proste i tak pyszne jak
domowe pierogi ruskie, chociaż to dość symboliczne porównanie. Ale coś łączy te dwie potrawy i nie chodzi tu o okrasę. Trzeba po prostu prażoki zjeść, żeby wiedzieć. Zjeść kapuśniak z prażokami.
A jak
kapuśniak, to najlepiej na żeberkach ekstra. I oczywiście z kapusty kiszonej, a nie kwaszonej. Jaka jest różnica? Kapusta kiszona to taka, która została poszatkowana, zapakowana do beczki/słoika, zalana wodą z solą, przyprawiona i pozostawiona sama sobie do momentu, aż proces fermentacji mlekowej rozkręci się na dobre. A co przeszła kwaszona kapusta? Zalanie octem i doprawienie do smaku. W tak kwaszonej kapuście nie zachodzi proces fermentacji i nie ma dobroczynnych bakterii regulujących florę przewodu pokarmowego. Dlatego zawsze wybieram kapustę kiszoną, niezależnie od tego, czy ma być z niej kapuśniak, bigos czy też surówka.
Komentarze 0